A na poważnie, to na podstawie filmu można by napisać nie jedną pracę magisterską z psychologii. Czułam się podczas seansu, jakbym była w centrum chaosu. Genialny jest tu sposób opowiadania. Typowy dla Schatzberga: skupia się na bohaterach nie na tle. Tu mamy jednak - w porównaniu do "Narkomanów" melodie. Jest melancholijna, nieco monotonna, ale zawsze hipnotyzująca. Idealnie komponuje się z amerykańskim krajobrazem. Przypomina pocztówkę - pobrudzoną pocztówkę z najpiękniejszym widokiem.
Duet Hackman-Pacino nie zawodzi. Obaj panowie są niesamowici. Przypominają mi trochę parę rozbitków życiowych z "Nocnego kowboja". Oscarowy film pozostaje mimo wszystko niedościgniony na tym polu.
Gdybym miała ocenić "Strach na wróble" to postawiłabym 8 lub 9.