Ten film jest prawie tak zły, jak The Room (2003).
Wątek romantyczny nie wiadomo skąd i jak rozwijający się.
Bandziory żałosne. Sceny strzelanin idiotyczne - uczestnicy zamiast strzelać, przez długie sekundy gapią się na siebie.
Aktorstwo - szkoda gadać.
Głupota goni głupotę, np. łóżkowe "ochroniary" Azula, dzielnie broniące go przed własnymi ludźmi, szybciej sięgają po giwery niż ten pierwszy...
Dlaczego ten film dostał jakiekolwiek nagrody?? Przez budżet? Zasługiwałby na nie, gdyby mimo znikomej kasy powstało coś wartościowego! Tymczasem El Mariachi jest tym w świecie kina, czym discopolo w muzyce.